sobota, 15 września 2012

5.// Khaki.

Nadszedł czas na notkę o modzie. Nie jestem zwolenniczką ślepego podążania za trendami z jednoczesnym brakiem własnego stylu czy gustu, przedstawiam jedynie, co w modzie piszczy. To może być dla Was jedynie opcja, a nie absolutny must have :). 

Przedstawiam absolutny hit tego sezonu - khaki i moro. To pierwsze przede wszystkim na spodniach, a drugie - na kurtkach czy żakietach. Taka mała zamiana:) Bardziej niż khaki, na spodniach króluje teraz burgund, ale stwierdziłam, że już o tym chyba wszyscy wiedzą, to lepiej jak napiszę o tej drugiej możliwości.

Dla mało wtajemniczonych - co to jest khaki?
Khaki ( czyt. kaki ) to kolor "płowo-kasztanowo-cynamonowo-ziemisto-żółty", używany pierwotnie jako kolor maskujący  mundurach wojskowych. 

W tym sezonie skupiamy się przede wszystkim na ciemnym khaki, tym zwróconym bardziej w zieleń i brąz, niż w żółć. Przykładowo:



 Moro - chyba każdy wie, co to za wzór. Tkanina maskująca, o charakterystycznym wzorze - takich 'plamkach' - zielonych, żółtych, brązowych czy beżowych. Przykład:


Oba kolory możemy łączyć praktycznie ze wszystkim:
- czarny - klimat militarny, a raczej elitarny, najbardziej bezpieczny.
- czerwony - odważne połączenie, przełamujemy te trendy kobiecym akcentem, dodajemy pazura całej stylizacji. Modny burgund wspaniale komponuje się z tymi kolorami.
- biały - w zależności od całości, dodajemy subtelności lub odwrotnie - drapieżności.
- niebieski - pastelowy do khaki, granatowy do moro; gdy chcemy dodać elegancji.
- róż - ale tylko wściekły, nie pastelowy - na zasadzie kontrastu można stworzyć ciekawe i niecodzienne połączenie .

Szary może sprawić, że strój będzie wyglądał roboczo, więc uwaga. W zasadzie można khaki i moro zaliczyć do zielonego, także łączenie ich z nim nie jest zbyt korzystne. 
Co ze wzorami? Do moro odradzam wzorzyste ubrania, no chyba, że nie boicie się takich połączeń - mają one to do siebie, że albo są genialne, albo koszmarne. Jeśli chodzi o khaki, możemy łączyć z wzorami kwiatowymi, azteckimi/geometrycznymi czy paskami lub kratką vichy (drobną). Ciekawym rozwiązanie  jest panterka - ale tylko ta drobna. Wtedy to dopiero możemy poczuć się jak na afrykańskim safari :) Lubią dżins, zwłaszcza moro, zwłaszcza jasny :D

Jeśli uważacie, że khaki i moro są zbyt mało kobiece lub 'wojskowe' i brak im pazura, wybierzcie wersję skórzaną - skórzane spodnie są mega kobiece i z pazurem. Po za tym, w tym sezonie spotkacie je przede wszystkim na skinny jeans - czyli przylegających do ciała spodniach. Rozwiązanie to jest typowe na co dzień, ale z odpowiednimi dodatkami możemy stworzyć także wieczorowy outfit.



Ciekawe połączenie według Kasi Tusk - wieczorowa panterka z baskinką, kobiece szpilki i khaki. Do tego okulary z lat 50. - naprawdę super :)

Skórzana ramoneska doskonale komponuje się ze spodniami, a element na butach sprawia, że zestaw nie jest zbyt nudny.





















































Dzianinowy sweter khaki, a do tego beżowe rurki.(illusioni.blogspot.com)



Parka, a do tego seksi mini w kwiaty i top - by podkreślić kobiecość (itswhiteblog.blogspot.com)




Czerń i lity - elitarnie (jjustyna.blospot.com)
(7days7looks.blogspot.com)

Skóra i ćwieki - bardzo militarnie (patiness.blogspot.com)
Koralowa koszulka - i jest elegancko (7days7looks.blogspot.com)

Fantastyczne połączenie i złote dodatki (mikalafashion.blogspot.com)








Gwiazdy pokochały moro - Jennifer Lopez.

Honorata Skarbek - Honey
Ada Fijał lubi być kobieca - stąd ta czerwień i szpilki.

Marina Łuczenko
Mega drapieżna Miley Cyrus


Gdzie kupić? Podam propozycje z sieciówek, które bez trudu znajdziecie w Polsce.

Bershka - 159 zł

Berska - 159 zł

Berska - 159 zł  (gdy powiększycie, zobaczycie delikatny motyw węża)

Pull&Bear - 89 zł

Pull&Bear - 89 zł

Mango, 89 zł


Bershka - parka, 259 zł

Zara, 199 zł

Zara, 199 zł

Zara, 169 zł

Pull&Bear - 239 zł

Bershka - 159 zł

 

 Myślę, że w każdej większej galerii napotkacie się na khaki i moro. Polecam :)





poniedziałek, 10 września 2012

4. // Moja przygoda z odchudzaniem.

Moja przygoda z odchudzaniem zaczęła się gdzieś na początku marca 2012 roku. Po feriach, które były w lutym, stan mojego ciała ewidentnie się pogorszył. A w wakacje wymarzone wakacje nad Adriatykiem... I jak się tu pokazać w stroju kąpielowym?! Zwłaszcza patrząc na te wszystkie 'Elitarne dupeczki' i inne tego typu fanpejdże, które w tamtym czasie przeżywały istne oblężenie. Pierwszym moim krokiem było dowiedzenie się czegoś na temat zdrowego i skutecznego odchudzania. Spędziłam godziny przeglądając strony dotyczące zarówno zdrowego odżywiania, jak i ćwiczeń czy suplementów diety. Rozważałam przejście na dietę Dukana, jednak moja mama nie byłaby zadowolona z takiego obrotu rzeczy... Dlatego wybrałam najodpowiedniejszy dla mnie, nastolatki, sposób żywienia - MŻ - mniej żryj. Oczywiście w przenośni, rzeczywiście zrezygnowałam zupełnie ze słodkich przekąsek (słonych też), megakalorycznych napojów gazowanych, kolorowych jogurcików (tylko naturalne 0%!), białego pieczywa, starałam się jeść regularnie 5 posiłków dziennie. Z początku było ciężko - no cóż, tak się rozpasłam, że się nie dziwię... Teraz nie wierzę, że zamiast śniadania jadłam drożdżówkę w szkole, a potem drugą - już jako drugie śniadanie (dobra, połowę oddawałam sępiącym głodującym ale sam fakt), uwielbiałam białe pieczywo z nutellą, a w ferie wieczorami pozwalałam sobie na napady obżarstwa. Skończyło się to na dobre, pożywnego śniadania i wczesnej kolacji nigdy nie może zabraknąć. Szukając dodatkowo jakiegoś suplementu diety, aby mi było łatwiej, sięgnęłam po chrom - tani, nieszkodliwy i tylko wspomagający, nie obiecujący sam w sobie utraty wagi. Na samym początku notowałam co zjadłam i ile to ma kalorii, ale po jakimś tygodniu po prostu mi się nie chciało tego robić...
         W maju było widać już pierwsze efekty - oczywiście 'na ciele'. Za równo przed dietą, jak i w trakcie czy po nie ważyłam się, z prostego powodu - wyrzuciłam wagę. Wiem tylko, że na pewno 3 kilo mi ubyło w ciągu całego pół roku, ale w najlepszych okresach mogłam ważyć o wiele mniej, ale... Co nam daje waga? BMI miałam prawidłowe zawsze, ale co z tego, jak nie mieściłam się w kolejne spodnie? Czy widząc kogoś, widzimy te dwie (czasem trzy) cyferki, czy widzimy szczupłą lub  grubą sylwetkę? Taka jest moja teoria, dlatego tylko to jak wyglądam jest dla mnie ważne, a nie ile ważę. Podczas mojej diety wykonywałam różnego rodzaju ćwiczenia, głównie na nogi - bo to ich nienawidzę. Często były to głębokie przysiady, potem wykroki, kiedy przeczytałam w Internecie o ich fenomenie. Do tego masaże na cellulit. W czerwcu mogłam się już pochwalić pięknymi nogami. Może nie były idealne, nigdy długie nie będą, już raczej nie urosnę wzwyż... Wtedy uwielbiałam chodzić w krótkich spodenkach, chciałam się aż chwalić takim wynikiem mojej walki. Mieściłam się już we wszystkie krótkie spodenki, nawet te z podstawówki! W ostatnim tygodniu czerwca stwierdziłam więc, że powoli odstawiamy dietę. I co ? bum! Impreza urodzinowa mojej koleżanki. Dużo jedzenia i innego tego typu rzeczy. Oczywiście moja przepadliwość wiedząc, że już mogę sobie pozwolić na coś więcej, nie dała za wygraną. Dobra, pomyślałam, to był jednorazowy wyczyn. Chciałam powoli odstawić dietę, żeby ustrzec się przed efektem  jo-jo. Ale takich wyczynów było więcej, w końcu wakacje - melanże itd... Tydzień przed kolonią zaczęłam stosować dietę oczyszczającą, gdyż zauważyłam znowu cellulit na moich nogach - a przecież się go już pozbyłam! Ale we Włoszech - jak to w Italii, na śniadanie biała bułeczka włoska, suchary, dżemiki, ciasto i kawa. Obiad i kolacja - makaron, makaron, makaron. Jak to makaron - wiadomo, potrawa mączna, znacząco wpływa na cellulit i wagę. Do tego imprezowy tryb życia - dyskoteki do 3 rano, a w między czasie - wiadomo. I jak tu dbać o linię? :) Po wyjeździe niby martwiłam się o linie, ale czasami nie było to łatwe, w końcu tyle pokus... Pod koniec sierpnia znowu się zawzięłam, moje uda przybrały niebezpiecznego rozmiaru. Dieta na razie bez skutków, ale wytrwale. No, może oprócz jednego małego faktu, do którego się wstydzę przyznać - dzisiaj nie wytrzymałam i zjadłam batona czekoladowego, kinderka i dwie markizy. Oh, shit, nie wybaczę sobie tego ><. Ale nie poddaję się, jedziemy dalej i czekamy na prawdziwe efekty.


                                                                 Po co napisałam te nudne wypociny? 
Bo chcę pokazać każdemu, kto chciałby schudnąć, że MOŻNA. Jeżeli to nie będzie dieta 'od jutra', tylko taka na serio, to się uda. Nie obędzie się bez porażek, chwil zwątpienia i bezsilności, łez i potu. Ale - wystarczy CHCIEĆ. Moja znajoma waży chyba z 2 razy tyle co ja, nie ma w ogóle kobiecych kształtów, musi chodzić w beznadziejnych ciuchach, a mimo to nawet nie stara się schudnąć. Nie mówię tu o jakiejś katordze, tylko o zrezygnowaniu ze słodyczy, przekąsek, gazowanych napoi i zwiększeniu ruchu. Nie potrafię zrozumieć takiej postawy i nic nie mam do takich osób, nie ocenia się po wyglądzie, ale dla samego lepszego samopoczucia i samozadowolenia można spróbować... Zaś jeśli z góry myślimy - i tak się nie uda - z pewnością tak będzie.
W kolejnych notkach chciałabym zaprezentować kolejno sposoby na cellulit, ćwiczenia, i przykłady diety. Zmieniając w naszym stylu życia tylko kilka drobnych rzeczy, możemy osiągnąć fenomenalne efekty. Dołączam motywacje :D