poniedziałek, 10 września 2012

4. // Moja przygoda z odchudzaniem.

Moja przygoda z odchudzaniem zaczęła się gdzieś na początku marca 2012 roku. Po feriach, które były w lutym, stan mojego ciała ewidentnie się pogorszył. A w wakacje wymarzone wakacje nad Adriatykiem... I jak się tu pokazać w stroju kąpielowym?! Zwłaszcza patrząc na te wszystkie 'Elitarne dupeczki' i inne tego typu fanpejdże, które w tamtym czasie przeżywały istne oblężenie. Pierwszym moim krokiem było dowiedzenie się czegoś na temat zdrowego i skutecznego odchudzania. Spędziłam godziny przeglądając strony dotyczące zarówno zdrowego odżywiania, jak i ćwiczeń czy suplementów diety. Rozważałam przejście na dietę Dukana, jednak moja mama nie byłaby zadowolona z takiego obrotu rzeczy... Dlatego wybrałam najodpowiedniejszy dla mnie, nastolatki, sposób żywienia - MŻ - mniej żryj. Oczywiście w przenośni, rzeczywiście zrezygnowałam zupełnie ze słodkich przekąsek (słonych też), megakalorycznych napojów gazowanych, kolorowych jogurcików (tylko naturalne 0%!), białego pieczywa, starałam się jeść regularnie 5 posiłków dziennie. Z początku było ciężko - no cóż, tak się rozpasłam, że się nie dziwię... Teraz nie wierzę, że zamiast śniadania jadłam drożdżówkę w szkole, a potem drugą - już jako drugie śniadanie (dobra, połowę oddawałam sępiącym głodującym ale sam fakt), uwielbiałam białe pieczywo z nutellą, a w ferie wieczorami pozwalałam sobie na napady obżarstwa. Skończyło się to na dobre, pożywnego śniadania i wczesnej kolacji nigdy nie może zabraknąć. Szukając dodatkowo jakiegoś suplementu diety, aby mi było łatwiej, sięgnęłam po chrom - tani, nieszkodliwy i tylko wspomagający, nie obiecujący sam w sobie utraty wagi. Na samym początku notowałam co zjadłam i ile to ma kalorii, ale po jakimś tygodniu po prostu mi się nie chciało tego robić...
         W maju było widać już pierwsze efekty - oczywiście 'na ciele'. Za równo przed dietą, jak i w trakcie czy po nie ważyłam się, z prostego powodu - wyrzuciłam wagę. Wiem tylko, że na pewno 3 kilo mi ubyło w ciągu całego pół roku, ale w najlepszych okresach mogłam ważyć o wiele mniej, ale... Co nam daje waga? BMI miałam prawidłowe zawsze, ale co z tego, jak nie mieściłam się w kolejne spodnie? Czy widząc kogoś, widzimy te dwie (czasem trzy) cyferki, czy widzimy szczupłą lub  grubą sylwetkę? Taka jest moja teoria, dlatego tylko to jak wyglądam jest dla mnie ważne, a nie ile ważę. Podczas mojej diety wykonywałam różnego rodzaju ćwiczenia, głównie na nogi - bo to ich nienawidzę. Często były to głębokie przysiady, potem wykroki, kiedy przeczytałam w Internecie o ich fenomenie. Do tego masaże na cellulit. W czerwcu mogłam się już pochwalić pięknymi nogami. Może nie były idealne, nigdy długie nie będą, już raczej nie urosnę wzwyż... Wtedy uwielbiałam chodzić w krótkich spodenkach, chciałam się aż chwalić takim wynikiem mojej walki. Mieściłam się już we wszystkie krótkie spodenki, nawet te z podstawówki! W ostatnim tygodniu czerwca stwierdziłam więc, że powoli odstawiamy dietę. I co ? bum! Impreza urodzinowa mojej koleżanki. Dużo jedzenia i innego tego typu rzeczy. Oczywiście moja przepadliwość wiedząc, że już mogę sobie pozwolić na coś więcej, nie dała za wygraną. Dobra, pomyślałam, to był jednorazowy wyczyn. Chciałam powoli odstawić dietę, żeby ustrzec się przed efektem  jo-jo. Ale takich wyczynów było więcej, w końcu wakacje - melanże itd... Tydzień przed kolonią zaczęłam stosować dietę oczyszczającą, gdyż zauważyłam znowu cellulit na moich nogach - a przecież się go już pozbyłam! Ale we Włoszech - jak to w Italii, na śniadanie biała bułeczka włoska, suchary, dżemiki, ciasto i kawa. Obiad i kolacja - makaron, makaron, makaron. Jak to makaron - wiadomo, potrawa mączna, znacząco wpływa na cellulit i wagę. Do tego imprezowy tryb życia - dyskoteki do 3 rano, a w między czasie - wiadomo. I jak tu dbać o linię? :) Po wyjeździe niby martwiłam się o linie, ale czasami nie było to łatwe, w końcu tyle pokus... Pod koniec sierpnia znowu się zawzięłam, moje uda przybrały niebezpiecznego rozmiaru. Dieta na razie bez skutków, ale wytrwale. No, może oprócz jednego małego faktu, do którego się wstydzę przyznać - dzisiaj nie wytrzymałam i zjadłam batona czekoladowego, kinderka i dwie markizy. Oh, shit, nie wybaczę sobie tego ><. Ale nie poddaję się, jedziemy dalej i czekamy na prawdziwe efekty.


                                                                 Po co napisałam te nudne wypociny? 
Bo chcę pokazać każdemu, kto chciałby schudnąć, że MOŻNA. Jeżeli to nie będzie dieta 'od jutra', tylko taka na serio, to się uda. Nie obędzie się bez porażek, chwil zwątpienia i bezsilności, łez i potu. Ale - wystarczy CHCIEĆ. Moja znajoma waży chyba z 2 razy tyle co ja, nie ma w ogóle kobiecych kształtów, musi chodzić w beznadziejnych ciuchach, a mimo to nawet nie stara się schudnąć. Nie mówię tu o jakiejś katordze, tylko o zrezygnowaniu ze słodyczy, przekąsek, gazowanych napoi i zwiększeniu ruchu. Nie potrafię zrozumieć takiej postawy i nic nie mam do takich osób, nie ocenia się po wyglądzie, ale dla samego lepszego samopoczucia i samozadowolenia można spróbować... Zaś jeśli z góry myślimy - i tak się nie uda - z pewnością tak będzie.
W kolejnych notkach chciałabym zaprezentować kolejno sposoby na cellulit, ćwiczenia, i przykłady diety. Zmieniając w naszym stylu życia tylko kilka drobnych rzeczy, możemy osiągnąć fenomenalne efekty. Dołączam motywacje :D




1 komentarz:

  1. Przeczytałam Twoje wypociny ;) Dla mnie ogólnie diety, pilnowanie kalorii i inne pierdoły są po prostu śmieszne :D nie odchudzam się, jak przytyję to trudno, jak schudnę to też trudno :D BMI jest w normie, mieszczę się w ciuchach (nie muszę worków zakładać:D). Może Ty mi wytłumaczysz(bo ja się już pogubiłam) dlaczego w dzisiejszych czasach kobieta chuda jest piękna ? Rozumiem, że ktoś z nadwagą dla zdrowia zrzuci kilka kilogramów, ale żeby z kości na ości ? :)

    OdpowiedzUsuń